TAJLANDIA & KAMBODŻA czyli kolejna azjatycka wyprawa
Nareszcie! Dziś oficjalnie rozpoczęliśmy nasz urlop, długo wyczekiwany i jakże zasłużony. Dziś też ruszamy w długą podróż, a celem jest Azja Południowo-Wschodnia. W planie Tajlandia i Kambodża. Pierwszy odcinek już za nami. Docieramy do Warszawy. Dworzec Centralny jak zwykle okropny i śmierdzący, nic nowego. Jesteśmy bardzo głodni, szybki wybór i lądujemy w Pizza Hut.
Jutro pobudka z samego ranka i wyjazd na Okęcie. Najpierw lot do Kijowa, jakieś półtorej godziny. Dwie godziny na okropnym lotnisku Boryspol i przesiadka na wielki samolot do Bangkoku, w którym przyjdzie nam spędzić prawie 10 godzin. Ale cóż to jest w porównaniu do podróżowania pociągiem z południa Polski nad Morze Bałtyckie. Kiedyś przed laty taka podróż zajęła mi całe 22 godziny, zamierzchle czasy, ale pamiętam jak dziś.
Podekscytowani wyjazdem zrywamy się kolejnego ranka o 5:30, szybkie śniadanko i ruszamy na lotnisko. Miła niespodzianka, nie ma żadnych opóźnień, a wręcz przeciwnie – startujemy pięć minut wcześniej niż w planie. I to czym?
Siedzimy w powietrznym „autobusie” ukraińskich linii Dniproavia, bo samolotu to w środku raczej nie przypomina. Naliczyłam 48 miejsc dla pasażerów, przy czym nie ma pełnego obłożenia. Śmieszny ten samolocik, jeden rząd siedzeń po lewej stronie, dwa po prawej. Całkiem wygodnie się siedzi. Po pól godzinie młody przystojny steward roznosi soki i kanapki. Bierzemy soczek pomidorowy, jest bardzo dobry.
Podróż upływa przyjemnie, maszynka leci szybko i po godzinie i dziesięciu minutach lądujemy na kijowskim lotnisku Boryspol.
Idziemy tranzytem schodkami do góry, ustawiamy się w krótkiej kolejce i po chwili dostajemy pieczątki na biletach. Od ostatniego czasu gdy tu byliśmy nic się nie zmieniło, wciąż ta sama „zaawansowana” technologia, pani urzędniczka dzielnie wpisuje długopisem nazwiska pasażerów na kartkę papieru. A może by tak kiedyś stanowisko w komputer wyposażyć?
I cóż, teraz zostały nam jakieś dwie godziny czekania na następny lot. Dookoła masa ludzi, praktycznie wszystkie siedzenia zajęte, a kolejka do wc niebotyczna. Nigel w końcu szczęśliwy bo znalazł „smoking room”, który dziś o dziwo nie jest zatłoczony.
Właśnie wyświetlił się nasz lot na tablicy. Bad news.. opóźniony o całe półtorej godziny. Ale na tym lotnisku nigdy nic nie wiadomo, wszystko się może zdarzyć.
Nuda, nuda, nuda. Nie ma za bardzo co robić. No to idę sobie pozwiedzać Duty Free.