Zwiedzanie Phnom Penh aż do bólu stóp
Nadeszła pora na zwiedzanie głównych zabytków stolicy Kambodży. Kierujemy się w okolice rzeki do Muzeum Narodowego. Budynek muzeum robi wrażenie, jest bardzo okazały. W środku znajduje się przepiękna kolekcja rzeźb z kamienia i drewna ukazujących postacie Buddy oraz licznych bóstw indyjskich jak Sziwa czy Wisznu.
Oprócz rzeźb, w środku mamy okazję obejrzeć różnego rodzaju wyroby z brązu, srebra i złota, naczynia, broń białą, biżuterię, przedmioty codziennego użytku, lektyki, trony, a nawet zachowane części kabiny statku. Czego tu nie ma.. Większość eksponatów pochodzi z okolic Siem Reap i Battambang. Muzeum jest bardzo ciekawe. Wewnątrz niestety nie można robić zdjęć, a wielka szkoda. Za wstęp zapłaciliśmy po 3 USD od osoby.
Robimy sobie przerwę w zwiedzaniu i nasz kierowca wiezie nas na Russian Market (Psar Toul Tom Pong), na którym spędzamy ponad półtorej godziny. Gorąco tutaj jak w piekle! Sprzedaje się tu dosłownie wszystko, począwszy od ciuchów, obuwia, tkanin, pamiątek, kosmetyków, poprzez owoce, warzywa, mięso, jaja, ryby, skorupiaki, na elektronice, częściach motorowych i samochodowych oraz różnego rodzaju żelastwie kończąc. Oczywiście trzeba się ostro o wszystko targować.
Po raz pierwszy mam okazję spróbować duriana. To, że śmierdzi, to prawda. To, że ma paskudny smak, to również prawda. W moim sugestywnym odczuciu smakuje jak nadpsuta słodka cebula. Ohyda!
Z ruskiego targu udajemy się do Wat Phnom, małej świątyni położonej w parku na wzgórzu.
Wstęp – 1 USD (oczywiście płacą tylko turyści zagraniczni, lokalsi wchodzą za friko, to się nazywa sprawiedliwość.. ). Świątynia jest trochę kiczowata, ale za to widok ze wzgórza na miasto ładny. W parku chodzi sobie osiodłany słoń, na którym można pojeździć, oczywiście za odpowiednią opłatą.
Ze świątyni Phnom jedziemy w kierunku Pałacu Królewskiego, po drodze zahaczamy jeszcze o biuro firmy autobusowej i kupujemy bilety na jutrzejszy autobus do Battambang (Paramount Angkor Express – 5,5 USD od osoby).
Pałac Królewski jest czynny od godz. 14:00 do 17:00. Wstęp – 6,25 USD od osoby. Należy pamiętać, ze nie wpuszczają do środka w krótkich spodenkach i koszulkach na ramiączkach. Spodnie za kolana i t-shirt w zupełności wystarczają.
Zespół pałacowy składa się z kilku pawilonów i świątyń, najważniejsze to Sala Tronowa i Srebrna Pagoda.
Wszystko jest okazałe i lśniące złotem. Jednakże jeśli ktoś wcześniej zwiedzał Pałac Królewski w Bangkoku, to ten w Phnom Penh nie powali go na kolana. Pałac pięknie prezentuje się z zewnątrz w nocy.
Z pałacu tuk-tuk wiezie nas jeszcze do Central Market, czyli do centrum handlowego, w którym sprzedaje się również przeróżny asortyment, jednakże w dużo bardziej cywilizowanych warunkach w porównaniu do Russian Market. Sam budynek marketu jest bardzo ciekawą budowlą w żółto-piaskowym kolorze, od razu rzuca się w oczy.
Na koniec oglądamy Pomnik Niepodległości upamiętniający wyzwolenie Kambodży z rąk kolonistów.
Rozliczamy się i żegnamy z naszym sympatycznym kierowcą Nara. Spisał się chłop jak należy, dlatego oprócz ustalonej kwoty za wożenie nas przez cały dzień dostał jeszcze napiwek.
Co prawda, po całym dniu chodzenia nogi powoli odmawiają nam posłuszeństwa, ale decydujemy się jeszcze na spacer do portu, gdzie podziwiamy olbrzymie statki pasażerskie.
Uwagę przykuwa też piękna, kolorowa, migocząca światłami i olbrzymia restauracja Titanic.
Aha, nie wspomniałam jeszcze o walce o przetrwanie, jaką trzeba stoczyć za każdym razem, gdy chce się przejść na drugą stronę ulicy. Dla porównania, ruch uliczny w Egipcie to naprawdę pikuś.
Przed powrotem do hotelu robimy małe zakupy na jutrzejsze śniadanie, bo już o 6:00 rano wyjeżdżamy do Battambang.
To był długi i naprawdę fascynujący dzień.