Zachwycająca kambodżańska prowincja
Po czadowej przejażdżce bambusowym pociągiem, tuk-tuk zabiera nas dalej na prowincję. Jedziemy do kompleksu świątyń Phnom Sampeau. Niestety, w międzyczasie niebo robi się granatowe i nagle znajdujemy się w środku monsunowej ulewy. Co prawda mamy swoje pelerynki, ale na nic się one zdają.
Świątynie znajdują się na wysokiej skale. Czyli znów czeka nas wspinaczka. Ale przecież my to kochamy! Najpierw musimy zapłacić za wstęp do świątyń – 2 USD od osoby. W połowie wysokości dochodzimy do pierwszych świątyń. Ciągle pada mały deszczyk i jest dość ślisko.
Nieopodal świątyń znajduje się miejsce zwane „Killing caves” – grota, która była wykorzystywana w czasie reżimu Pol Pota. Ofiary były zrzucane tam w dół na skały. W grocie znajduje się przeszklona gablota ze szczątkami kości ofiar oraz ołtarz z Buddą. Kolejne przygnębiające miejsce..
Kierujemy się w górę i w końcu dochodzimy do pięknej świątyni na samym szczycie. Jest tu olbrzymi złoty posąg Buddy i kilka mniejszych. Widok na okolicę jest niesamowity, widać plantacje palm kokosowych i liczne pola ryżowe.
W dół schodzimy inną drogą, tym razem po omszałych kamiennych schodkach. Trzeba bardzo, ale to bardzo uważać, bo po deszczu jest cholernie ślisko.
Wracamy do naszego kierowcy tuk-tuka, który zabiera nas do jeszcze jednej świątyni.
W drodze powrotnej mijamy jeszcze kilka ciekawych miejsc.
Do Battambang wracamy już dobrze po zmroku. Miasto jest trochę prowincjonalne, ale sympatyczne. Bardzo mało tu turystów. Jest zdecydowanie czyściej i bardziej kolorowo niż w stolicy. Za to po godzinie 20:00 nie ma już praktycznie żywego ducha na ulicach.
Wieczór kończymy na kolacji w pobliskiej restauracyjce „Center Café”, gdzie zostajemy dobrze i smacznie nakarmieni.
Po długim dniu, pełnym wrażeń, będziemy zapewne dobrze spać. A jutro znów pobudka bardzo wcześnie rano.. aaaaaaa! Bo jutro wyruszamy łodzią w kilkugodzinny rejs do Siem Reap.