Zachód słońca na wzgórzu Phnom Bakheng
Ostatecznie zatrzymujemy się w „Tan Kang Ankgor Hotel”. Bardzo przyzwoity hotel, w samym centrum miasta, dwie minuty spacerkiem do słynnej backpackerskiej ulicy Pub Street i lokalnego marketu. Elegancki wielki pokój z łazienką, klimatyzacją, tv i lodówką – 12 USD (stargowane z 15), w porównaniu do tego co widzieliśmy w poprzednich miejscach za te same pieniądze, to naprawdę wypas. W hotelu darmowy internet, wi-fi i kawa.
W poszukiwaniu czegoś dobrego do jedzenia trafiamy w pobliżu do małej restauracyjki, gdzie konsumujemy przepyszne khmerskie curry z dynią, słodkimi ziemniakami, kurczakiem i ryżem. W smaku wyczuwalny charakterystyczny smak liści kafiru. Pyszne!
Potem razem z naszym tuk-tukowcem, który ma na imię Ra, jedziemy kupić bilet na jutrzejsze zwiedzanie świątyń Ankgor (20 USD za osobę za 1 dzień). Pani w okienku pstryka nam zdjęcie i dostajemy wejściówki ze swoją podobizną (będzie super pamiątka z wyjazdu). Możemy z nich skorzystać już dzisiaj, więc Ra zabiera nas na wzgórze Phnom Bakheng, skąd po wdrapaniu się po super stromych schodach możemy obejrzeć zachód słońca. Niestety w towarzystwie tłumów turystów.
Nie spodziewaliśmy się, że będzie aż tylu zwiedzających. Jutro trzeba wymyślać jakąś sensowną trasę w odwrotnym kierunku, żeby uniknąć większości towarzystwa.
Za to zachód słońca jest oszałamiający..
Późnym wieczorem wracamy do hotelu, Ra inkasuje umówione 5 USD za dzisiejsze wożenie nas, a było tego sporo. Zdecydowanie twierdzimy, ze uwielbiamy jeździć tuk-tukiem.