Dziewczyny Jamesa Bonda
Kto lubi Jamesa Bonda, ten z pewnością pamięta film „The man with the Golden Gun” i piękną scenerię, gdzie „Człowiek ze złotym pistoletem” był kręcony. To słynne miejsce to James Bond Island i cel naszej dzisiejszej wycieczki. Tak, wiemy, miejsce trącające przysłowiową komerchą, ale sami chcemy ocenić czy warto, czy nie warto tu przyjeżdżać.
Póki co trzeba było bardzo wcześnie wstać. Tradycyjnie „same same” na śniadanie.
Kwadrans po siódmej siedzimy już w minibusie, co nas wiezie do prowincji Phang Nga. Znów standardowo trafiamy do poczekalni „buy something”, ale jest też i poczęstunek w postaci kawy, soków i ciasteczek. Zostajemy przydzieleni do „green team” i na nadgarstkach wiążą nam zielone sznurki.
Do naszej łodzi musimy podejść ze 200 metrów, jest odpływ i łódka nie dała rady wpłynąć w wąską rzeczkę. Mijamy po drodze liczne mangrowce. Jest jeszcze wcześnie, a upał już niemiłosierny.
Wsiadamy na pokaźną motorówkę, a z nami chyba połowa Zatoki Perskiej.. Po godzinie stwierdzamy, że jednak wolimy podróżować z potomkami ludu Han.
Bat Cave
Pierwszy przystanek to jaskinia Bat Cave. Łódź wpływa w wydrążony w skale tunel i dobija do brzegu.
Wychodzimy do jaskiń, gdzie przewodnik pokazuje nam stalagmity i stalaktyty. Niektóre z nich pięknie błyszczą. Nad głowami przelatują nietoperze. Coś tam kapie na nos i jest bardzo duszno.
Ziomki z łódki, zamiast podziwiać te cuda natury, stoją i palą papierosy. W jaskini, w parku narodowym. Bez komentarza. Przewodnik póki co słowem się nie odzywa.
Canoeing w Phang Nga
Przypływa nasza biało-bordowa łódź 2sisterstour.com i płyniemy teraz w okolicę Talu Island, miejsca, w którym czeka na nas atrakcja pod nazwą canoeing.
Dostajemy kamizelki i po dwie osoby ładujemy się do czerwonych kajaków.
Nigel przestał się stresować, że znów będzie musiał wiosłować. Każdy kajak ma swojego sternika. Nasz okazuje się być strasznie wesoły, gadatliwy i na dodatek ciekawski. Pływamy sobie tak po parku narodowym Phang Nga pomiędzy klifami z dobre pół godziny. Jest przecudnie.
Fantastycznie jest gdy wpływamy w niskie, wąskie groty wydrążone w skałach i trzeba się prawie położyć na kajaku, żeby nie oberwać w głowę.
Potem dopływamy do pięknych zarośli mangrowych, gdzie nasz pan sternik robi nam sweet focię przez wycięte w liściu serduszko. Oooooooooooooo..
Wracamy na bazę, zrzucamy kamizelki, dostajemy jakąś dziwną czerwoną oranżadę z lodem, ale co tam, pić się chce okropnie.
James Bond Island
Czas na osławioną James Bond Island. Przewodnik próbuje przekazać wszystkim trochę informacji o tym miejscu, ale notorycznie przeszkadzają mu ziomale, którzy zamiast słuchać, głośno dyskutują i się śmieją. Uciszają się, gdy dostają opieprz. 1:0 dla przewodnika. Wyspę Bonda zwiedzamy znów w towarzystwie tłumów turystów, co bardzo wkurza, ale nic na to nie możemy poradzić. Miejsce jednak jest urocze, naprawdę. Bardzo malownicze.
A oto i gwóźdź programu – dziewczyny Bonda na tle słynnej skalnej maczugi wystającej z wody.
Trzeba trochę odczekać swoje, żeby zrobić sobie zdjęcia na jej tle. Czasu nie ma zbyt wiele, ale starcza na zwiedzenie okolicy.
Wioska Koh Pan-Yee
Teraz płyniemy do słynnej wioski rybackiej na morzu o nazwie Koh Pan-Yee.
Najpierw lunch. Udaje nam się usiąść przy stole z Hiszpanami, byle tylko dalej od hałaśliwych ziomków. Lunch bardzo obfity i bardzo smaczny.
Mamy trochę wolnego czasu, to zaglądamy sobie tu i tam. Bardzo ciekawe miejsce to Koh Pan-Yee, polecam odwiedzić. W wiosce mieszka około 1400 osób i są to głównie muzułmanie pochodzący z Malezji. Mają tu wszystko czego im potrzeba. Jest meczet, jest szkoła. Mieszkańcy handlują rybami i owocami morza, a także sprzedają swoje wyroby rzemieślnicze. Na wyspie zauważamy dziwne kontrasty – są piękne i eleganckie białe domki, a zaraz naprzeciw biedne drewniane chałupy.
Kolejna konfrontacja i jest 2:0 dla przewodnika. Ziomki dostają kolejny opiernicz, bo sporo się spóźniają i wszyscy na łodzi muszą na nich czekać. Ręce opadają. To są właśnie uroki wycieczek zorganizowanych.
Lava Island
Wypływamy z wioski rybackiej i motorówka płynie w kierunku wyspy Lava Island. Wciąż jesteśmy w parku narodowym Phang Nga. Po drodze mijamy olbrzymie zgrupowanie skalne zwane Hong. Podobne jest jeszcze w Chinach i w Wietnamie w zatoce Ha Long.
Dobijamy do Lava Island, która okazuje się śliczną, małą wysepką z piaszczystą plażą i turkusową wodą. Mamy tutaj godzinę na odpoczynek.
Na początek toalety, które okazują się ohydne, ale innej opcji nie ma.. Dziewczyny biegną do wody się kąpać, z my z Nigelem robimy mały obchód po wyspie. Ja ostatecznie rozsiadam się w cieniu pod wiatą, bo cały dzień na niebie lampa i mam już dosyć słońca.
Nigel idzie pływać, co kończy się bliskim spotkaniem z meduzami. Okazuje się, że na meduzy natknęła się też Monika. Na szczęście „ukłucia” okazują się zupełnie niegroźne.
Do hotelu wracamy po godzinie 18. Wieczorkiem jak zawsze idziemy jeszcze na zakupy do 7/11.
Focia w serduszku zniewalająca. Dziewczyny Bonda mają zadatki na rolę w kolejnym filmie. Czy jest jeszcze gdzieś miejsce bez ludu Han, ludu Zatoki lub sąsiadów? Może być z tym kłopot.
No! ta część wycieczki zdecydowanie zostaje moim faworytem! cudnie! do tego strój najstarszej latorosli 🙂 od pazurkow po kapok wszystko w pieknej czerwieni 🙂 Jestem oczarowana okolica i wzystko jak dla mnie boskie!
Mnie też się podobało, i to bardzo, nawet pomimo tłumów. Cała zatoka Phang Nga jest przepiękna ?