Zwiedzanie, jedzenie i zakupy
Tyle razy byliśmy w Bangkoku i jakoś nigdy nie było sposobności dotrzeć do świątyni Wat Saket. Dlatego tym razem, definitywnie, Golden Mount ląduje w dzisiejszym planie dnia. I tak wczesnym przedpołudniem wybieramy się na zwiedzanie.
Po drodze mijamy Democracy Monument i Fort Mahakan.
Niecałe pół godzinki spacerem i jesteśmy na miejscu. Kupujemy bilety do Wat Saket po 20 bahtów od osoby. Świątynia jest dostępna w godzinach od 9:00 do 17:00.
Do Wat Saket, która znajduje się na niewysokim, sztucznie usypanym wzgórzu, prowadzą 344 schodki. Otoczenie jest przepiękne, dookoła zwisają liany i można by się poczuć niczym w dżungli, gdyby nie tłum innych zwiedzających. Pośród tropikalnych roślin stoją złote posągi Buddy.
Po drodze do świątyni mijamy ścianę dzwonów. Oczywiście każdy po kolei w nie tłucze, że ogłuchnąć można!
Powoli dochodzimy na samą górę, gdzie znajduje się piękny 58-metrowy złoty Chedi. Wchodzimy do świątyni. W sumie jest dość mała. W środku można obejrzeć relikwie Buddy i liczne malowidła demonów i świętych.
Ze wzgórza Golden Mount rozpościera się bardzo ładna panorama na miasto.
Po zwiedzaniu, na dole można sobie chwilę odsapnąć i przy okazji przyjrzeć się ciekawej ekspozycji z sępami.
Świątynia Golden Mount, chociaż nie jest tak popularna jak topowe zabytki Bangkoku, czyli Grand Palace, Wat Pho czy Wat Arun – to zdecydowanie jest warta odwiedzenia. Szczególnie, że łatwo i szybko można do niej dotrzeć z okolic Khao San Road.
Pstrykamy jeszcze kilka zdjęć w co ładniejszych miejscach na Złotej Gorze i idziemy na przystanek lokalnego autobusu, żeby dojechać do wielkiego centrum handlowego MBK. Uwielbiam ceny biletów autobusowych w Bangkoku, 26 baht za 4 osoby. Tak to sobie można bez bólu jeździć. A po drodze do MBK mijamy intrygujące murale i rzeźby.
MBK jest ogromne, ma sześć olbrzymich pięter handlowych, a od ilości stoisk i zgromadzonego tam towaru można dostać oczopląsu. Można też się zgubić trochę.
Jako, że zgłodnieliśmy, czas coś zjeść. Dziewczyny ciągną do japońskiej kuchni i tym sposobem wkrótce wcinamy smaczne pierożki i zupę ramen.
Jakby tego było mało, dopychamy pączkami i kawą w cukierni . Chyba lekko prMister Donutzesadziliśmy..
Z MBK oczywiście znowu wychodzimy z zakupami, potem obowiązkowa fotka przy Mc Donalds.
Jeszcze trochę krążenia po straganach na Khao San Road, kolejne zakupy.. i wszyscy mamy nowe t-shirty, a Monika ma ich przynajmniej sześć. Nigel zaopatrzył się w następne trzy pary spodni w słonie, a my z Agatą w kosmetyki i różne małe drobiazgi. Całość dopełniły kolorowe szaliczki i „najprawdziwsze” Ray-Bany. A miały być zakupy na koniec!