Góry Marmurowe – część 2 – na szlaku świątyń buddyjskich

Góry Marmurowe wraz ze swoimi jaskiniami i tunelami uznawane były przez lud Chamów w środkowym i południowym Wietnamie jako miejsca święte. Przez stulecia wyznawcy buddyzmu budowali tam spektakularne świątynie. Niektóre na szczytach gór, a niektóre ukryte w jaskiniach. Do dziś przyciągają one tysiące pielgrzymów, a także turystów.

Tam Thai Pagoda (Chùa Tam Thai)

Po obejrzeniu wielu małych kapliczek i świątynek schowanych w jaskiniach przyszedł czas na zwiedzanie świątyń ulokowanych w naturalnych, zielonych ogrodach. Z jaskini Huyen Khong udaliśmy się w kierunku jednej z ważniejszych pagód w Górach Marmurowych. Tam Thai, bo o niej mowa, jest uważana za zabytek narodowy i cenny relikt buddyjski.

Warto zatrzymać się na chwilę przed piękną starożytną bramą Tam Quan z trzema wejściami prowadzącą na nieduży dziedziniec, gdzie stoi pagoda. Nie każdy wie, że środkowa brama przeznaczona była dla króla i mnichów, lewe wejście dla mężczyzn, a prawe dla kobiet.

Pagoda Tam Thai jest uważana za najstarszą budowlę w Górach Marmurowych. Ma również długą i burzliwą historię. Świątynia została zbudowana w XVII wieku. Od tego czasu jej konstrukcja wielokrotnie ucierpiała, a to w wyniku działań wojennych, a to na skutek niszczycielskich zjawisk atmosferycznych. Dziś, dzięki licznym przebudowom, prezentuje się okazale.

Tam Ton Pagoda (Chưa Tổn Tâm)

Kolejna świątynia, którą odwiedziliśmy to mała ale przepiękna Tam Ton, pagoda o tradycyjnym wystroju. Wewnątrz świątyni obejrzeliśmy misternie zdobione meble i bogate ołtarze.

Drewniane postacie Buddy.

Punkt widokowy (Vọng Giang Đài)
Pomiędzy pagodą Tam Thai a jaskinią Van Thong znajduje się ścieżka i schody w kierunku szczytu góry. Jako, że mamy w zwyczaju zdobycie każdych schodów, weszliśmy i na te. Punkt widokowy okazał się ciekawy i podziwialiśmy kolejne wspaniałe widoki na Góry Marmurowe.

Tu Tam Pagoda (Chùa Từ Tâm)

Doszliśmy do świątyni Tu Tam.

A tymczasem na tyłach świątyni..

Za pagodą Tu Tam kompletnie straciliśmy orientację w terenie i po prostu szliśmy przed siebie.

Zapuściliśmy się jeszcze dalej i dotarliśmy do kolejnych ciekawych miejsc. Tutaj scenka rodzajowa pod tytułem: Budda i jego uczniowie.

Czas na odpoczynek w zaciszu pięknego ogrodu, pełnego kolorowych kwiatów. Nogi powoli zaczynały nam odmawiać posłuszeństwa.

Kolejna przepiękna świątynia z licznymi bóstwami, której nazwy już nie pamiętam i za chińskiego boga nigdzie znaleźć nie mogłam.

   

Tym oto sposobem, po długich wspinaczkach i fantastycznych wędrówkach po Górach Marmurowych, dotarliśmy na sam dół Góry Wodnej i na koniec obejrzeliśmy jeszcze ze dwie świątynie, których nazw również nie pomnę.

Teleport z Wietnamu do Polski, ponoć działa w obie strony 😉

Owocujące drzewko papajowe – to na wypadek jakby ktoś nie wiedział jak takowe wygląda 🙂

Przyszedł czas aby znaleźć wyjście i powoli wracać do Da Nang. Nie było to wcale takie oczywiste, można się tu lekko pogubić. Ostatecznie wyszliśmy na główną drogę gdzieś w okolicy bramy nr 1.
To był naprawdę świetnie spędzony czas. Zwiedziliśmy parę spektakularnych jaskiń, obejrzeliśmy wiele pięknych świątyń i wdrapaliśmy się na kilka punktów widokowych. Momentami było dość ekstremalnie, ale daliśmy radę. Szczególnie w kość dała nam jaskinia Van Thong, ale warto było się pomęczyć!

Minęło parę dobrych godzin i zdążyliśmy już porządnie zgłodnieć. Przy głównej drodze napotkaliśmy kilka mobilnych garkuchni, gdzie zdecydowaliśmy się coś zjeść. Przysiedliśmy sobie na niewiarygodnie maleńkich plastikowych czerwonych krzesełkach i zamówiliśmy jedzenie – oczywiście naszą ulubiona zupę pho z wieprzowiną. Miejsce i warunki do jedzenia może nie były wyszukane, ale za to zupka pierwsza klasa! Prawdziwe lokalne smaki Wietnamu.

Da Nang

Do Da Nang wróciliśmy taxi. Mogliśmy co prawda poczekać na lokalny autobus, ale nie chciało nam się wracać pieszo do hotelu, a był to spory kawałek drogi. Szczególnie, że jedyne o czym teraz marzyliśmy to gorący prysznic po tym, jak straciliśmy parę dobrych litrów potu.

Plaża My Khe

Było już dobrze po osiemnastej i słońce zaczynało powoli zachodzić, kiedy postanowiliśmy ostatni raz wybrać się na plażę w Da Nang.

Łodzie-kosze (Thuyền Thúng)

Minęliśmy skupiska małych łódek o charakterystycznym kształcie koszyka, zbudowanych z bambusa. Łodzie te nazywają się po wietnamsku Thuyền Thúng i używane są przez rybaków od Da Nang do środkowo-południowego Wietnamu do połowu ryb na plaży.

Co prawda spektakularnego zachodu słońca nie doświadczyliśmy, bo niebo zaciągnęło się chmurami, ale za to sama plaża świetnie wyglądała. Była pięknie oświetlona dzięki licznym małym knajpkom. Całości uroku dopełniały wysokie hotele i migocące na nich neony. Dopiero o tej porze zaczynało się tu coś dziać. Pojawiało się coraz więcej ludzi, sporo osób kąpało się teraz w morzu, a jeszcze więcej przyszło na kolację lub drinka przy plaży.

Pamiętacie, jak wcześniej mówiłam, że nie udało nam się spotkać do tej pory żadnej „białej twarzy”? No to spotkaliśmy i to dwie. I na dodatek rodzime polskie 🙂 Oczywiście, ucięliśmy sobie pogawędkę. Wymieniliśmy się wrażeniami i doświadczeniami podróżniczymi po Wietnamie. Ogólnie było bardzo sympatycznie.

Pożegnamy się z rodakami i poszliśmy poszukać jakieś przyjemnego i niedrogiego miejsca do zjedzenia. Na początek przekąski – talerz chrupiących sajgonek, smoothie z mango i od razu człowiekowi lepiej na duszy i w żołądku się zrobiło.

Pięknie oświetlone wieczorem ulice Da Nang i charakterystyczna dla Wietnamu wysoka zabudowa. Hotele-rury, tak je właśnie nazwaliśmy.

Rozsiedliśmy się w kolejnej małej kawiarence niedaleko naszego hotelu Queen’s Finger, gdzie zamówiliśmy sobie Ice Saigon Coffee. To była chyba najlepsza mrożona kawa, jaką piliśmy w życiu. Spędziliśmy tu jeszcze sporo czasu, sącząc powoli kawę, wsuwając kolejną porcję sajgonek, nadrabiając zaległości w necie i słuchając słodkiej wietnamskiej muzyczki.

Po dniu pełnym wrażeń wróciliśmy na dobre do hotelowego pokoju, gdzie czekała nas już ostatnia noc. A jutro ciąg dalszy wietnamskiej włóczęgi.. jedziemy do Hue – dawnej stolicy Wietnamu.

Możesz również polubić…

Jeśli masz ochotę, oceń lub skomentuj ten artykuł

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.