Cooking Class czyli ciąg dalszy przygód z wietnamską kuchnią
Za każdym razem, gdy jedziemy do kolejnego azjatyckiego kraju, obowiązkowo wybieramy się na „Cooking Class” czyli kurs gotowania. To również jedna z naszych ulubionych form spędzania wolnego czasu, dzięki której możemy zgłębić tajniki lokalnej kuchni. A jako, że jesteśmy po raz pierwszy w Wietnamie i stacjonujemy akurat w Hoi An, miasteczku będącym stolicą kulinarnych tradycji – wypad na całodzienny kurs gotowania był absolutnym „a must do”.
Cam Thanh Cooking Class Tour
Wybór kursu gotowania zależy od naszych preferencji. Możemy sobie wybrać krótką np. godzinną lekcję gotowania w jednej z tutejszych restauracji w mieście albo kilkugodzinną wycieczkę poza miastem. Może to być tylko pokaz gotowania albo pokaz połączony z warsztatami, gdzie robi się wszystko samodzielnie. My, przede wszystkim, chcieliśmy się nauczyć przygotować popularne potrawy wietnamskie i jednocześnie połączyć gotowanie z innymi atrakcjami. Z tego powodu nasz wybór padł na Cam Thanh Cooking Class Tour – lekko komercyjny wypad do wioski Cam Thanh (Water Coconut). Koszt takiej przyjemności – 500 000 dongów za osobę.
Cam Thanh to urocza mała wioska na skraju Hoi An. Swoją nazwę wioska zawdzięcza obecności kilku hektarów wodnych palm kokosowych, rosnących na okolicznych bagnach. Tutejsi mieszkańcy używają tych namorzynowych palm w różnych celach. Liście palm są na przykład budulcem dachów domostw, parasoli, mogą służyć też jako opał. Kokosy i woda kokosowa wykorzystywane są między innymi przy produkcji cukru, do wytwarzania lokalnych alkoholi, do fermentacji octu i oczywiście do przygotowywania potraw.
Podczas wojny amerykańsko-wietnamskiej, Cam Thanh stanowiła schronienie dla lokalnych mieszkańców i żołnierzy. Obecnie, wioska słynie z połowów owoców morza.
Central Market – lokalny targ w Hoi An
Zanim wyruszyliśmy do wioski Cam Thanh, najpierw czekała nas wizyta na Central Market – tętniącym życiem, lokalnym targu położonym w bliskiej odległości od słynnej starówki w Hoi An.
Póki co, wczesnym rankiem zjedliśmy pyszne i obfite śniadanie w naszej „The Earth Villa”, a po godzinie ósmej odebrano nas taksówką z hotelu i zawieziono na Central Market, gdzie przejęła nas lokalna przewodniczka. Każdy azjatycki targ to prawdziwa mieszanka kolorów i różnych zapachów oraz liczne stoiska warzywne, owocowe, rybne, mięsne i wszelkie inne.
Przewodniczka pokazała naszej grupie podstawowe składniki, które są najczęściej używane w kuchni wietnamskiej i zapoznała nas z różnymi przyprawami. Wyjaśniła też kwestię targowania się, czyli umiejętności, którą należy posiadać, aby zrobić sensowne zakupy na każdym azjatyckim markecie. Akurat w tej dziedzinie jesteśmy już doskonale wyuczeni, w końcu podróżujemy do Azji od wielu lat.
Spędziliśmy tu przynajmniej pół godziny przepychając się pomiędzy kolejnymi stoiskami.
Ciasto na wietnamskie kluchy (noodles)
Białe kostki.. to nic innego jak twarożek sojowy, czyli tofu.
Tutaj mamy typowe wietnamskie naczynka do parzenia pysznej wietnamskiej kawy. Nasza ulubiona i najlepsza kawa to oczywiście Trung Nguyen.
Rejs po rzece Thu Bon
Z głowami pełnymi różnych ciekawych informacji, przedarliśmy się wąskimi uliczkami z Central Market do przystani na rzece Thu Bon. Stąd rozpoczęła się wycieczka łodzią motorową po rzece prosto do wioski Cam Thanh.
Piękne krajobrazy wietnamskiej prowincji.
W łodziach-koszach po wodnych ogrodach kokosowych
Kolejna atrakcja była świetna. Dostaliśmy słynne „coolie hats” – stożkowe wietnamskie kapelusze, ręcznie wykonywane z bambusa i z liści palmy kokosowej. Prawda, że uroczo w nich wyglądamy?
Teraz czekała nas przejażdżka po rzece okrągłymi bambusowymi łodziami-koszami. Te charakterystyczne łódki, po wietnamsku zwane Thuyền Thúng, używane są przez rybaków do połowu ryb od środkowego po południowy Wietnam.
Każdą okrągłą łódkę obsługiwała wietnamska babcia, której należało się naprawdę duże uznanie, bo machanie wiosłem wcale do łatwych nie należało. Mieliśmy okazję trochę powiosłować po kanałach i rączki potem bolały.
Przepiękne, swoiste wodne ogrody kokosowe.
Po drodze zaliczyliśmy pokazy łowienia żyjących tu licznie krabów.
Nasza babcia-wioślarka wykonała dla mnie rękodzieło z liści palmy.
Kurs gotowania
Ostatecznie dobiliśmy do wioski i po krótkim spacerze znaleźliśmy się u wietnamskiej rodziny na lekcji gotowania.
Na wstępie kucharz dał pokaz gotowania, a potem zaczęła się przygoda pod tytułem zrób wszystko sam. I tak za każdym razem – najpierw kucharz pokazywał krok po kroku jak przyrządzić kolejne danie, a potem sami pichciliśmy. Było ciekawie i bardzo wesoło.
Nauczyliśmy się przygotowywać cztery popularne dania kuchni wietnamskiej.
Papaya salad
Sałatka z papai i marchewki z dodatkiem mięty, orzeszków, limonki i różnych przypraw.
Fish in clay pot with steam rice
Duszony tuńczyk w warzywach i przyprawach, serwowany z gotowanym ryżem.
Na koniec wszystko trzeba było udusić w glinianym garze. Efekt był niesamowity. Rybka palce lizać!
Hoi An Spring Rolls
Klasyczne smażone sajgonki z warzywami, kurczakiem i krewetkami.
Hoi An Rice Pancakes
Smażone placki ryżowo-kukurydziane nadziewane krewetkami, wieprzowiną i kiełkami fasoli.
Ciężko uwierzyć, ale Nigel naprawdę potrafi usmażyć pyszne placki!
Uczta kulinarna
Na zakończenie, oczywiście zjedliśmy wszystko, co ugotowaliśmy.
Dodatkowo dostaliśmy od naszych gospodarzy smażone małże z przyprawami (clam), talerz szpinaku wodnego (morning glory) i pyszne banany w karmelu.
Było smakowicie! Chociaż, szczerze mówiąc, na naszych poprzednich kursach gotowania, które odbyliśmy w Tajlandii i Kambodży, było o wiele więcej jedzenia. Wręcz nie dało się wszystkiego przejeść.
Jednakże, tutejsza lekcja gotowania bardzo nam się podobała. Kuchnia, w której gotowaliśmy, była bardzo czysta. Wszystko było dobrze przygotowane, a kucharz nieźle tłumaczył. Świetnie się bawiliśmy i nauczyliśmy się przyrządzać nowe azjatyckie potrawy. Kolejne wyzwanie zaliczone pozytywnie!