Na wietnamskich „Krupówkach” w Sa Pa
Sa Pa to nieduże miasteczko w północno-zachodnim Wietnamie, bardzo malowniczo położone w paśmie górskim Hoang Lien Song na wysokości 1600 m n.p.m. Zostało założone przez francuskich administratorów kolonialnych na początku XX wieku. Chłodne górskie powietrze i dziewiczy okoliczny krajobraz to czynniki, które sprawiają, że jest wyjątkowo chętnie odwiedzanym miejscem.
Panuje tu bardzo przyjemny klimacik. Po upale w centralnym Wietnamie spotkało nas dla odmiany miłe orzeźwienie i temperatura mniejsza niż 20 stopni Celsjusza. Taka mniej więcej pogoda panuje w Sa Pa od maja do sierpnia. W tym okresie może też trochę popadać. Bardziej sucho jest od marca do maja i od września do listopada. Natomiast od grudnia do lutego, może się tutaj pojawić śnieg, a temperatura spada poniżej zera. Warto o tym wiedzieć, żeby się nie zdziwić na miejscu 😉
Wietnamskie Zakopane
Miasteczko, z racji swego wyglądu i charakteru, przez wielu naszych rodaków określane jest jako „Wietnamskie Zakopane”. Rozbawiło nas trochę to porównanie 😀 Aczkolwiek, jakby się tak uprzeć, to można znaleźć wspólne cechy. Podobnie jak Zakopane, Sa Pa to również słynny górski kurort z długim, pełnym restauracji i barów deptakiem, na którym kwitnie handel.
W Sa Pa mieliśmy spędzić pięć dni. Samo miasto nie ma jakichś specjalnych atrakcji, ale za to jest idealną bazą wypadową do zwiedzania regionu. Plan był taki, aby większość czasu poświęcić na zwiedzanie fantastycznych krajobrazowo okolic. Zamierzaliśmy zrobić sobie wypad w góry do wioski Cat Cat zamieszkałej przez mniejszości etniczne, zobaczyć soczyście zielone pola ryżowe, odwiedzić jeden z lokalnych barwnych targów Bac Ha i koniecznie wybrać się na najwyższy szczyt Indochin – Fansipan mierzący 3143 m n.p.m.
Póki co, pomaszerowaliśmy na rozpoznanie miasteczka. Jest na tyle małe, że wszędzie można dostać się na piechotę. Kolejny raz odpuściliśmy sobie obrzydliwe, hotelowe jedzenie i poszliśmy do centrum poszukać czegoś dobrego. Wietnamskie chrupiące i smakowite bagietki oraz szejk ze świeżo zmiksowanych owoców okazały się idealną opcją na śniadanie.
Centrum Sa Pa
Miasteczko zazwyczaj tonie w białych chmurach, co wygląda niezwykle majestatyczne, szczególnie podczas słonecznej pogody. Dziś akurat trafiliśmy na dość pochmurny dzień i zaskoczyła nas dość surrealistyczna atmosfera.
Ciekawa architektura Sa Pa.
Wieczorem ulice wyglądają pięknie. Gdzie nie spojrzeć, wszędzie kolorowe światła i neony.
Mały sztuczny zbiornik wodny, zwany jeziorem Sapa, dodaje miasteczku miłego akcentu.
W centrum stoi stary, kamienny kościół – The Holy Rosary Church. Został zbudowany przez Francuzów na początku XX wieku. Kościół jest otwarty na msze tylko w niedziele i niektóre wieczory w ciągu tygodnia. I jest niesamowicie oświetlony wieczorem. Obok znajduje się rynek miejski Quang Truong, wyglądający jak amfiteatr.
Po ulicach roznosi się wspaniały zapach grillowanego jedzenia.
Dziś, jako że był to sobotni wieczór, zgromadziły się tu tłumy ludzi, a uliczki tętniły życiem.
Deptak
Doszliśmy do długiej ulicy handlowej, pełnej barów i restauracji. Pośrodku deptaka rozłożyły się barwnie ubrane kobiety z lokalnych grup etnicznych, sprzedające swoje wyroby. Prawdziwa cepelia, do wyboru do koloru 🙂
Moment Romantic Restaurant & Bar
Nadszedł czas na kolejne testowanie lokalnej kuchni północnego Wietnamu. Nigel jak zawsze pierwszy w kolejce do jedzenia 😉
Na początek nasze ulubione sajgonki.
Główne danie – sizzling pork – podano nam na ciekawych, prawie że buchających żarem, żeliwnych talerzach. Potrzeba niezłego talentu, żeby nie poparzyć się podczas jedzenia. To bardzo charakterystyczny sposób serwowania potraw w tej części Wietnamu. Gdybyście tylko mogli poczuć wspaniały zapach i zabójczo dobry smak tej grillowanej wieprzowinki…
Sapa Market Cho Sapa
Kolejnego dnia wybraliśmy się na targ Cho Sapa, zlokalizowany na wschodnim krańcu miasta obok dworca autobusowego.
Obeszliśmy wszystkie stoiska, ale jakoś nic specjalnie nie przykuło naszej uwagi i z targu wyszliśmy z pustymi rękami. Za to w jednym z odwiedzonych sklepów zakupiliśmy ciekawe napitki – napój z marakui z nasionami bazylii i słynne wino produkowane przez górskie plemię H’mong. To drugie przyprawiło mnie później o niezły zawrót głowy ?
Restaurant 24
Na kolację wybraliśmy się do polecanej na TripAdvisor małej restauracyjki Restaurant 24, prowadzonej przez przemiłą wietnamską rodzinkę.
Na początek lokalne Lao Cai. Piwo o lekkim, orzeźwiającym smaku i słodowym aromacie, warzone tylko z naturalnych składników.
Sa Pa soup – bardzo smaczna i rozgrzewająca ziemniaczano-serowa zupka ze szczypiorkiem i chrupiącą grzanką.
Grillowany kurczak na gorącym talerzu, świetnie doprawiony i przepyszny. Oczywiście w obowiązkowym towarzystwie gotowanego na parze ryżu.
A na deser naleśniki z bananami i czekoladą.
Restaurant 24… nazwa wybitnie przeciętna, pochodzi po prostu od numeru ulicy. Jednakże miejsce bardzo rekomendujemy. Właściciele przemili. Jedzenie, nie dość że jest przepyszne, to jeszcze bardzo tanie. Za cały zestaw (lokalne piwo, lokalna zupa z grzanką, grillowane mięso z ryżem i naleśniki z bananami) zapłaciliśmy po 95 000 dongów od osoby – czyli mniej niż 15 zł!