Zabójcza trasa z Grand Anse do Petite Anse i Anse Cocos
O ile dojazd rowerem z okolic La Réunion do Grand Anse, największej z plaż w południowo-wschodniej części wyspy La Digue, nie stanowił większego problemu, to już dotarcie do kolejnej plaży Petite Anse i dalszej Anse Cocos było niemałym wyzwaniem. I przyszło niestety drałować pieszo. Żeby choć po normalnym terenie..
Ale zachciało nam się przygód i wyzwań, to dostaliśmy za swoje. Trzeba było przedzierać się przez parną dżunglę, przez dzikie chaszcze, wspinać po śliskich i wielkich skałach, w górę i w dół i jeszcze parę razy w górę i w dół. Wrażenia niesamowite! Cudem życia nie straciłam.
Gdy wyłoniła się plaża Petite Anse, a potem następna plaża Anse Cocos, po prostu oniemieliśmy z zachwytu. Dla takich chwil warto się pomęczyć, naprawdę.
Plaża Petite Anse okazała się być znacznie mniejsza od odwiedzonej wcześniej Grand Anse. Jednakże oba miejsca miały wiele wspólnego, a w szczególności turkusową, krystalicznie czystą wodę, przyjemny miałki piasek, niesamowicie zielone rośliny i malowniczo rozrzucone skały. Obie wyglądały przepięknie.
Muszę przyznać, że Petite Anse bardzo mi przypadła do gustu. Ujęła mnie swoją spokojną atmosferą, ale jednocześnie dziką naturą fal. To jedno z tych miejsc, o których mówi się „bajeczne”.
Dojście do ostatniej, odizolowanej plaży Anse Cocos dało nam jeszcze bardziej w kość. Mniej więcej w połowie plaży Petite Anse odchodzi niewielka ścieżka i to nią kierowaliśmy się do Anse Cocos. Początkowo szło się bardzo przyjemnie, ale wkrótce przyszło wspinać się na wzgórze i przedzierać przez dżunglę. Po drodze minęliśmy też dwa małe drewniane mostki. Ścieżka nie była jakoś wybitnie ukryta, ale dobrze było wspomóc się mapą Seszeli.
Polecamy aplikację maps.me, na której można znaleźć nawet najmniejsze szlaki na wyspach. Trasę pokonuje się mniej więcej w 30-50 minut, w zależności od ilości przystanków na odpoczynek i fotografowanie.
Żółty piasek, czysta i turkusowa woda oraz cień otrzymywany dzięki palmom – to główne walory pięknej Anse Cocos. Można tutaj spędzić całe popołudnie, relaksując się na plaży i taplając w wodzie przy brzegu. My tyle czasu nie mieliśmy, ale wystarczyło, żeby zrobić sobie mały piknik i trochę odpocząć.
Warto wspomnieć, że w pobliżu Anse Cocos była kiedyś duża produkcja kopry, a także mała wioska. Zaraz przy plaży wciąż można zobaczyć opuszczone budynki, a także pozostałości po piecach, które służyły do suszenia orzechów kokosowych.
Do naszych rowerów musieliśmy wrócić dokładnie tą samą trasą, czyli nastąpił ciąg dalszy przygód i wyzwań. Nie mniej jednak, do dziś będę wspominać ten czas jako jeden z najlepiej i najciekawiej wykorzystanych na La Digue.
Po tym ekstremalnym, lecz cudownie spędzonym dniu, jedyna rzecz, na jaką jeszcze mieliśmy siłę, to było wpasowanie się w rattanowe fotele na naszej werandzie z termosikiem w dłoni wypełnionym zacną Takamaką.