Zamieniamy La Digue na Praslin

Po czterech dniach spędzonych na maleńkiej La Digue przenieśliśmy się na kolejną wyspę. Piętnaście minut bujania na promie Cat Rose i zawitaliśmy na Praslin.

Praslin to druga co do wielkości wyspa Seszeli o powierzchni 38 km2, a jej teren to sama natura w czystej postaci. Wyspa jest pełna rajskich plaż z najdelikatniejszym białym piaskiem, masywnymi kamieniami i turkusową wodą. Niektóre plaże są długie i szerokie, inne małe i wąskie, skryte w urokliwych zatoczkach. Praslin nie bez powodu jest zwana „wyspą kokosów”. Palmy kokosowe rosną tu prawie na każdym rogu. Na wyspie znajduje się Park Narodowy Praslin z lasami równikowymi, a w nim dwa piękne rezerwaty: popularny Vallee de Mai oraz mniej znany Fond Ferdinand.
Na Praslin mieszka prawie 9000 osób, a większość z nich to Kreole, potomkowie Afrykanów i francuskich kolonistów. W mniejszości są Hindusi, którzy wszędzie mają swoje sklepy z żywnością i najniższymi cenami.

Najlepszym miejscem na bazę noclegową na wyspie Praslin jest Anse Volbert, wioska położona w dystrykcie Baie Sainte Anne przy pięknej, długiej i szerokiej plaży Cote d’Or i tam też zabukowaliśmy naszą miejscówkę na kolejne cztery dni.
Ponieważ nie ma szans na wejście do lokalnego autobusu z bagażem, skorzystaliśmy z usług firmy taksówkarskiej „Donster”, którą spokojnie mogę polecić. Taxi można zabukować z wyprzedzeniem na ich stronie donsterservices.net. Cena jest wiadoma już na początku, a płaci się dopiero po wykonaniu usługi.
Gdy przybiliśmy do portu, czekał już na nas kierowca z tabliczką z moim nazwiskiem. Za przejazd z Baie Sainte Anne Jetty do naszego apartamentu w Anse Volbert zapłaciliśmy 15 euro. Jechaliśmy około 20 minut.

Na Praslin zamieszkaliśmy w Coquillage Apartments, które znajdują się w świetnej lokalizacji, blisko pięknej plaży Cote d’Or, w pobliżu sklepów i miejsc, gdzie można coś zjeść. Bezpośrednio przy obiekcie zlokalizowany jest przystanek autobusowy, dzięki czemu łatwo i tanio było przemieszczać się lokalnymi autobusami do ciekawych miejsc na wyspie. Zatrzymują się tu autobusy 61, 62 i 63, czyli wszystkie.

Mieliśmy duży apartament na pięterku, z kuchnio-salonem, łazienką, dwiema sypialniami oraz werandą. Cena – 80 euro za noc. W cenie było śniadanie.
Kuchnia bardzo dobrze wyposażona. Była wielka lodówka, kuchenka gazowa, były garnki, patelnie, noże, sztućce i różne naczynia. Oprócz tego czajnik, toster i mikrofalówka. W „salonie” mieliśmy wygodne sofki do siedzenia i stoliczek, a w obu sypialniach wygodne łóżka. Łazienka przyjemna, prysznic funkcjonalny. Czyściutko, apartament był codziennie sprzątany.
Kuchnio-salon miał jedną małą wadę, było trochę duszno podczas gotowania, gdyż zamiast AC wyposażono go w dwa duże wiatraki, które do końca nie zdawały egzamin. Był tylko jeden klimatyzator w jednej sypialni, który na dodatek zaczął przeciekać w drugim dniu naszego pobytu. Problem jednak został szybko rozwiązany przez właściciela zaraz po zgłoszeniu. Ale generalnie całe miejsce jest fajne i godne polecenia.
Wi-fi było dostępne tylko w oddalonym o jakieś 10 metrów lobby w Villi Rafia, do której należą apartamenty i gdzie jadaliśmy śniadania. Nie było to dla nas jednak problemem, gdyż zaraz po przylocie na wyspę Mahé na lotnisku kupiliśmy kartę SIM (Cable & Wireless, 2GB) i korzystaliśmy z niej wszędzie tam, gdzie nie było dostępu do wi-fi.

Śniadanka jadaliśmy w bardzo w eleganckim miejscu.

Codziennie mieliśmy na stole towarzystwo w postaci wiecznie głodnych gołąbków diamentowych (zebra dove) i kolorowych wróbelków (red fody). Tu akurat mniej kolorowe samiczki.

Śniadania typowe kreolskie, ale bardzo smaczne. Zawsze był to talerz świeżych owoców, jajka sadzone lub omlet, tosty, masło, dżem, kawa lub herbata. Wszystko serwowane przez przemiłą obsługę do stolika w lobby.

Możesz również polubić…

Jeśli masz ochotę, oceń lub skomentuj ten artykuł

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.