FILIPINY – Island Hopping – plan wyprawy
Wyruszyliśmy w kolejną, długo wyczekiwaną, azjatycką włóczęgę. Po trzech latach postanowiliśmy wrócić do Tajlandii do Bangkoku, który jest zdecydowanie naszym ulubionym miastem i za którym zdążyliśmy już zatęsknić. Spędziliśmy tu kilka pierwszych i ostatnich dni naszej podróży. Jednocześnie, głównym celem wyprawy były Filipiny. Byliśmy mocno podekscytowani, ponieważ dopiero pierwszy raz odwiedzaliśmy ten kraj. Byliśmy bardzo ciekawi, jak wypadną nasze wyobrażenia o filipińskich wyspach w porównaniu do rzeczywistości.
Plan: Filipiny w trzy tygodnie + Bangkok w kilka dni
Generalnie, nasza podróż zakładała wypad na cztery filipińskie wyspy: Siargao, Bohol, Panglao i Palawan. Przelotem znaleźliśmy się jeszcze na dwóch innych wyspach: Luzon i Cebu.
Poniżej, szczegółowe etapy wyprawy:
Loty z Warszawy przez Kijów do Bangkoku.
Bangkok – pierwsze 2 dni i ostatnie 3 dni – baza noclegowa jak zwykle w rejonie Khao San Road. Wróciliśmy do miasta iście sentymentalnie i nie nastawialiśmy się tu na żadne zwiedzanie. Luźny plan, delektowanie się kuchnią tajską i chillout na Khao San Road i Soi Rambuttri. Jedyne miejsce, gdzie planowaliśmy się wybrać to Jim Thompson House, ponieważ do tej pory jakoś nie udało się go odwiedzić.
Siargao / General Luna – 5 dni – w planie założyliśmy między innymi: przywitać wschód słońca w Cloud 9 – słynnej miejscówce surferów, zobaczyć niesamowity las palm kokosowych Coconut Land, odwiedzić Maasin Bridge i tamtejszą wygiętą palmę, kąpiel w naturalnych basenach wodnych Magpupungko, koniecznie wypad na maleńkie wysepki Naked Island, Daku Island i Guyam Island oraz wybrać się na wycieczkę do przepięknej laguny Sugba Lagoon i na rajską wysepkę Kawhagan. Baza noclegowa w General Luna.
Transfer z Siargao przez Cebu, Bohol na Panglao – 1 dzień.
Panglao i Bohol – 2 dni – baza wypadowa na Alona Beach/Panglao. Stąd jednodniowy wypad na Bohol, gdzie chcieliśmy zwiedzić tyle, ile się dało. W planie umieściliśmy najciekawsze atrakcje Boholu: odwiedzić słynne wzgórza czekoladowe Chocolate Hills, zobaczyć tarsiery – jedne z najdziwniejszych zwierzątek na świecie, jakieś ciekawe motylki w Butterfly Garden, przejechać przez las o ciekawym wyglądzie zwany Man Made Forest, przejść się po wiszących bambusowych bliźniaczych mostach Twin Hanging Bridge, zaszaleć na Zip Line, zrelaksować się i spróbować lokalnego jedzenia na rejsie po rzece Loboc oraz zobaczyć historyczny pomnik Blood Compact Monument i stary kościółek Baclayon Church. Wieczory na Panglao postanowiliśmy spędzić na rozrywkowej Alona Beach.
Transfer z Panglao do El Nido na wyspie Palawan – 1 dzień.
Palawan / El Nido – 3 dni – baza noclegowa w rejonie Caalan Beach. Stąd koniecznie chcieliśmy wybrać się na słynny w tym regionie Island Hopping na okoliczne wyspy w Archipelagu Bacuit (wybór padł na Tour A z programem: Papaya Beach, Secret Lagoon, Shimizu Island, Big Lagoon). Chcieliśmy też wybrać się na leniuchowanie na zachwalanej przez wszystkich plaży – urokliwej Nacpan Beach.
Transfer z El Nido do Port Barton.
Palawan / Port Barton – 4 dni – tutaj totalny chillout. Ale również zwiedzanie okolicy – wypad do wodospadu Pamuayan Waterfall i koniecznie na rajskie plaże Pamuayan Beach i White Beach.
Transfer z Port Barton przez Puerto Princesa do Manili (tu 1 noc). Lot do Bangkoku.
Bangkok – ostatnie 3 dni – baza noclegowa w rejonie Khao San Road. Luźny plan, delektowanie się kuchnią tajską na Train Night Market Ratchada oraz zakupy w MBK i chillout na Khao San Road i Soi Rambuttri.
Powrót z Bangkoku przez Kijów do Warszawy.
No to fruuuuu do Azji!
Nasza podróż zakładała sporo przemieszczania się. A ponieważ urlop mieliśmy ograniczony do 25 dni, większość odcinków zaplanowaliśmy pokonać samolotami, żeby zaoszczędzić czas. To niestety dodatkowe koszty i dlatego, w ramach tzw. cięć budżetowych, skusiliśmy się na promocję biletów lotniczych Ukraine International Airlines (UIA) na trasie Warszawa-Bangkok z przesiadką w Kijowie. Cena bardzo atrakcyjna – 1600 zł za osobę w obie strony. Jak się okazało, to był wielki błąd.
Ale po kolei..
Ukraine International Airlines
Na 48 godzin przed wylotem dostępna jest odprawa online na stronie internetowej UIA lub za pośrednictwem ich aplikacji mobilnej. Jeżeli nie odprawicie się sami, na 12 godzin przed wylotem, zrobi to za Was linia. I radzę zapisać sobie kartę pokładową w telefonie, albo wydrukować, bo od 1.08.2018 r., jak informuje na swojej stronie UIA, za wydanie karty pokładowej podczas odprawy na lotnisku odlotu linia kasuje swoich pasażerów na całe 15 euro.
Zatem pomni ostrzeżeń, odprawiliśmy się jeszcze w domu, niestety rezultat wcale nas nie zachwycił. Zwykle linie rejsowe umożliwiają swoim pasażerom darmowy wybór miejsc. I nie mówię tu oczywiście o miejscach w pierwszych rzędach, czy tych z dodatkową przestrzenią na nogi. Ale nie w UIA – tu miejsca są przydzielane automatycznie, jeśli chce się wybrać konkretne – trzeba bulić. No i zabuliliśmy. Tym sposobem, oszczędności uzyskane na biletach autobusowych Plus Busa z Białegostoku na Okęcie i z powrotem, kupionych z wyprzedzeniem w promocji, poszły na zamianę miejsc w samolocie. Zdecydowanie nie uśmiechało nam się męczyć ponad 9 godzin w samym środku środkowego rzędu.
Lotnisko Chopina w Warszawie
Nadszedł długo oczekiwany dzień 22 czerwca. Parę minut przed ośmą rano zameldowaliśmy się na Okęciu. Wyjątkowo szybko udało się nadać duży bagaż i tym sposobem zostały nam ponad dwie godziny czasu do odlotu.
Z wielkim zaciekawieniem zatrzymaliśmy się przed Premium Food Gate, żeby pooglądać pięknie odnowione autko Syrena w wersji pick-up.
Trasa Warszawa-Kijów na bogato, dostaliśmy.. po kubku wody. Poza tym lot był ok, półtorej godziny minęło bardzo szybko.
Lotnisko Boryspol w Kijowie
W Kijowie, żeby nie umrzeć z głodu przez sześć godzin, trzeba było wydać grube hajsy na jedzenie. Zaintrygowała nas ukraińska wersja „English breakfast”. Kosztowna, ale całkiem smaczna i z pewnością zdrowsza niż oryginalne angielskie śniadanie.
A to już nasz samolot, którym mieliśmy lecieć z Kijowa do Bangkoku. Dobra widoczność to podstawa.
Jeżeli przyzwyczailiście się do latania porządnymi liniami typu Qatar Airways lub Emirates, nigdy, przenigdy, nie decydujcie się na UIA, bo poziom wnerwienia wzrośnie wam do zenitu. Samolot, którym lecieliśmy z Kijowa do Bangkoku, pamięta chyba jeszcze czasy komuny. W środku okropnie ciasno. Fotele zdezelowane. Poniszczone wykładziny. Rozrywka pokładowa nie istnieje. Nie zadziałała nawet wideo demonstracja bezpieczeństwa i panie stewardessy musiały wszystko pokazywać ręcznie. Jedzenie przeciętne. Wieczorny posiłek nawet był w porządku, ale za to śniadanie kompletnie nie miało smaku.
O darmowych sokach i alkoholu zapomnijcie, wszystko płatne. Całość domyka średnio przyjemny personel pokładowy, pracujący tu chyba za karę. Naburmuszone stewardessy, którym zupełnie brakuje gracji i które non-stop obijają pasażerów siedzących w brzegowych rzędach. Naprawdę, gorzej niż przysłowiowe słonie w składzie porcelany. Jedna została nazwana przez Nigela „Mrs Happy”. Nie podarowała pasażerom ani jednego uśmiechu.
Najlepszą rzeczą, jaka mnie spotkała tu na pokładzie, był przepiękny wschód słońca, gdzieś nad Indiami. Poza tym, jedna niekończąca się męczarnia.