Bangkok – miasto tysiąca kolorów, smaków i zapachów

Wróciliśmy z Filipin do Tajlandii i cudownie było znowu poczuć atmosferę Bangkoku. Nie ważne, ile razy już tu byliśmy – Bangkok to miasto, które po prostu przyciąga jak magnes. Za każdym razem tak samo nas cieszy i bawi. Tylko wysiedliśmy z samolotu, a już wyobrażaliśmy sobie, jak wieczorem wtapiamy się w tłum podróżników i turystów z całego świata na kolorowej i tętniącej życiem ulicy Soi Rambuttri i wciągamy powietrze gęste od oparów smażonych ulicznych potraw. Takich ulic w Bangkoku jest oczywiście wiele, ale my upodobaliśmy sobie właśnie tę konkretną.

Póki co, po całkiem znośnym i co ważne nieopóźnionym locie linią Cebu Pacific z Manili, zapakowaliśmy się na lotnisku Suvarnabhumi do autobusu S1 i ruszyliśmy w kierunku wspomnianej Soi Rambuttri i Khao San Road.

The Orchid House 153

Na koniec każdej włóczęgi staramy się zabukować bardziej wyszukane i wygodne miejsce noclegowe. Tak było i tym razem. Na ostatnie trzy dni zamieszkaliśmy w The Orchid House 153, niedużym pensjonacie w odległości dziesięciominutowego spaceru od Khao San Road, prowadzonym przez wietnamską rodzinę. Trafił nam się przestronny i bardzo gustownie urządzony king suite, stanowiący mieszankę kolonialnego stylu i nowoczesności. Polecamy wszystkim jako idealne miejsce na kilka dni w Bangkoku. Cena 915 batów za noc, w tym śniadanie.

Bangkok Poutine

Obiad zjedliśmy dziś w „Bangkok Poutine”, który znajduje się kilkadziesiąt metrów od naszego hotelu. Właściciel tej małej knajpki – Kanadyjczyk – zaserwował nam wyśmienite penang curry, kurczaka z orzechami nerkowca i nasze ulubione spring rolls czyli sajgonki. Co tu dużo mówić, tajskiej kuchni nie przebije najlepsze filipińskie żarcie.

Na całej ścianie lokalu zawisło wiele kartek z podziękowaniami klientów. Niektóre z nich są bardzo zabawne.

Wieczorne szaleństwo na Khao San Road

Kto był w Bangkoku, ten wie jaka nieziemska atmosfera panuje tu wieczorami, szczególnie w ulubionym rejonie turystów – Khao San Road. Dziesiątki barów i restauracji oświetlonych krzykliwymi neonami rywalizują o klienta, prześcigając się w wymyślnych reklamach jedzenia i alkoholu. Muzyka na żywo ze wszystkich lokali łączy się w jeden nierozróżnialny hałas. Całość domykają liczne stoiska z kolorowym rękodziełem i pachnącym ulicznym jedzeniem.

Dla co bardziej odważnych – pieczone skorpiony.

Chcecie zmienić fryzurę, albo zrobić sobie odjazdowy tatuaż? Nie ma najmniejszego problemu.

Owoce na straganach są świeże i przepyszne. Znajdziecie tu mango, banany, papaje, ananasy, smocze owoce, mandarynki i wiele innych.
Amatorom słynnych śmierdzących durianów przypominamy, żeby nie łączyć ich z wysokoprocentowym alkoholem, bo taka mieszanka może ich przenieść na drugi świat.

Genialne szejki owocowe.

Armani, Boss, Prada. Dla klientów „prawdziwe” marki w świetnej cenie. Tylko nie dajcie się zwieść, że uszyty w 24 godziny garnitur na miarę będzie super jakości.

Aż trudno sobie wyobrazić, że na tej szalonej ulicy kiedyś znajdowały się jedynie targowiska, gdzie handlowano ryżem. Teraz przypomina o tym tylko nazwa ulicy Khao San, która znaczy tyle co „zmielony ryż”.

Możesz również polubić…